Menu

Byliśmy tam, aby to samo widzieć inaczej...

 

/Relacja z pielgrzymki do Ziemi Świętej w dniach 14-21.02.2016 r./

 

Tegoroczne wielkopostne przeżycia dla niektórych garbowskich parafian okazały się niesamowicie głębokie, dzięki temu, że dokonywały się w samym centrum wydarzeń zbawczych – w Ziemi Świętej, w Ziemi Zbawiciela.

14 lutego 2016 r, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, gdy w Kościele wspominamy Apostołów Słowian – św. Cyryla i Metodego, wyruszyła kolejna już pielgrzymka z parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Garbowie do Ziemi Św. i Jordanii.

 

Niedziela - dzień 1.

Rozpoczęliśmy Mszą św. w intencji pielgrzymów sprawowaną w naszym parafialnym kościele, aby później z lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie rozpocząć podniebną podróż, której cel stanowił port lotniczy Tel Awiw-Ben Gurion. Z samolotu izraelskich linii lotniczych El-Al wysiedliśmy już po północy i nie był to bynajmniej kres naszej podróży. Dalsze dwie godziny spędziliśmy w autokarze, który sprawnie mknąc po drogach Ziemi Św. zawiózł nas do Tyberiady – miasta usytuowanego na zachodnim brzegu Jeziora Galilejskiego. Tyberiada jest jednym z czterech świętych miast judaizmu. Zobaczyliśmy to miasto w poniedziałkowy poranek, gdy jeszcze lekko zaspane budziło się ze snu. A my...? Mimo zmęczenia po podróży nie mieliśmy zamiaru tracić czasu na spanie. A więc krótkie odświeżenie się, śniadanie w koszernej hotelowej restauracji i ... w drogę! Rozpoczęło się wspólne czytanie 5-tej Ewangelii - pielgrzymka po Ziemi Świętej, po ziemi, którą przemierzał Zbawiciel, na której nauczał, czynił znaki i cuda, wreszcie – na której dokonał naszego odkupienia. Niesamowita waga przeżyć i doświadczeń. Próby opisania tego, co mogliśmy tam przeżywać, są jedynie bladą namiastką wielobarwnej, żywej rzeczywistości. Nie da się tego opisać – to trzeba, po prostu, przeżyć.

 

Poniedziałek - dzień 2.

         Nasza Przewodnik – p. Hania Woźniak – wyznaczyła nam ambitny plan pielgrzymkowy. Najpierw Góra Tabor – Góra Przemienienia - miejsce, z którym jesteśmy szczególnie związani. W końcu nasza parafia nosi wezwanie Przemienienia Pańskiego.

Góra Tabor - góra położona w Dolnej Galilei na północy Izraela. Wznosi się na wysokość 575 metrów n.p.m. Zważywszy na fakt, że zdobywanie Taboru rozpoczynamy z poziomu Jeziora Galilejskiego (czyli – 209 m p.p.m.), mamy wspiąć się prawie 800 m wzwyż. Autobus nie jest w stanie pokonać bardzo krętej wąskiej drogi na szczyt stąd pomoc małych busów, które sprawnie pomogły nam osiągnąć szczyt Taboru. A z góry piękny widok na Dolinę Jizreel. Można by powtórzyć za Apostołem: „Dobrze że tu jesteśmy... dobrze nam tu być...” Pielgrzymie kroki powiodły nas szybko do wnętrza Bazyliki Przemienienia Pańskiego. Jest to kościół zaprojektowany przez Antonio Barluzziego. Czyż mogło być lepsze miejsce na Eucharystię w tym dniu? Właśnie tu, stojąc nieopodal skały Przemienienia, sprawowaliśmy Mszę św. o Przemienieniu, łącząc się w modlitwie z całą naszą parafią.

Jak Jezus, który po skończonej modlitwie na górze zawsze wracał na niziny, tak i my – zakończywszy pobyt na Taborze, obraliśmy kurs na coraz niższe wysokości.

Pokonując ok. 70 km na zachód dotarliśmy na wybrzeże Morza Śródziemnego do Hajfy. Tutaj skupił się potencjał gospodarczy Izraela: Microsoft, Yahoo, Google... Ponad Hajfą rozciąga się góra Karmel – miejsce dramatycznej walki proroka Eliasza z 450 prorokami Baala. Na górze Karmel znajduje się również kościół i klasztor Karmelitów (Stella Maris) wzniesione nad jaskinią, w której mieszkał Eliasz.

Trwa drugi dzień pielgrzymki śladami Zbawiciela. Przemierzając Galileę przemieszczamy się ok. 40 km na wschód od Hajfy do Nazaretu. Po nawiedzeniu kościoła św. Józefa dotarliśmy do Bazyliki Zwiastowania. A później, zstępując do dolnego kościoła obejmującego Grotę Zwiastowania, zatopiliśmy się w modlitwie wsłuchując się w wypowiedziane tam „fiat” Maryi, odnajdując nasze osobiste zwiastowania i pytając o jakość naszych odpowiedzi... Stojąc w bezpośredniej bliskości Groty Zwiastowanie nie zapomnieliśmy o rozważeniu w tym miejscu tajemnicy różańcowej Zwiastowanie NMP, bo przecież to wydarzyło się tutaj – nie gdzie indziej.

Nieopodal Nazaretu leży mała miejscowość Kana – nam znana jako Kana Galilejska. Idąc śladami Jezusa dotarliśmy również tam – do miejsca pierwszego Jezusowego cudu. Tutaj małżonkowie, którzy przed laty zawierali małżeństwo, mogli prosić o wytrwanie w zobowiązaniach, dziękować za minione lata i ponawiać wobec siebie obietnice wzajemnej życzliwej miłości. Wraz z nimi modlili się wszyscy pielgrzymi odkrywając małżeństwo, jako jedną z dróg życiowego powołania.

Ostatnim punktem 2-go dnia pielgrzymki była Tyberiada położona 30 km na wschód od Nazaretu, 22 km od Kany. Właśnie tu w Tyberiadzie znaleźliśmy zatrzymanie w żydowskim hotelu Arcadia. Pozostała więc koszerna obiadokolacja, a po niej ... zasłużony odpoczynek

 

Wtorek - dzień 3.

Przed nami całodzienny pobyt nad Jeziorem Galilejskim największym jeziorem słodkowodnym Izraela - 21 km długości, 13 km szerokości, 43 m głębokości – to najbardziej podstawowe dane tego najniżej położonego jeziora słodkowodnego na ziemi (-209 m p.p.m.) Właśnie tu, w Galilei Jezus spędził najwięcej czasu w swojej publicznej działalności. Bardzo wiele wydarzeń opisanych w Ewangelii rozegrało się właśnie tutaj. Kroczymy zatem z wiarą śladami Jezusa.

Najpierw Góra Błogosławieństw - wzgórze, które tradycja chrześcijańska wiąże z nauczaniem Jezusa i wygłoszeniem przez Niego Kazania na Górze. Na ruinach kościoła z pierwszych wieków chrześcijaństwa w 1937 r. zbudowano tu sanktuarium upamiętniające Jezusowe błogosławieństwa. Kościół został zaprojektowany przez Antonio Barluzziego na planie ośmiokąta, o ośmiu oknach z witrażami zawierającymi teksty poszczególnych błogosławieństw. Obok kościoła przy jednym z ośmiu ołtarzy polowych, wpatrując się w uroczą scenerię Jeziora Galilejskiego, sprawowaliśmy tego dnia Najświętszą Ofiarę.

Po zwiedzeniu kościoła, na kilka godzin musieliśmy opuścić tę okolicę, aby udać się ok. 60 km na północ. Tam, tuż przy granicy z Syrią, znajduje się Banias, skąd bije jedno z trzech źródeł Jordanu. Ale to także tutaj /dawna Cezarea Filipowa/ miało miejsce Piotrowe wyznanie: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Na co w odpowiedzi usłyszał: „Ty jesteś Piotr, czyli Skała, i na tej skale zbuduję mój Kościół...I tobie dam klucze królestwa niebieskiego...” (Mt 16, 13-20).

Kolejne miejsce naszego nawiedzenia – znowu na brzegu Jeziora Galilejskiego to Tabgha. Cud rozmnożenie 5 chlebów i 2 ryb i nakarmienia nimi wielotysięcznej rzeszy został również uwieczniony kościołem. U stóp ołtarza w pobliżu skały rozmnożenia, łatwo można odnaleźć słynną mozaikę z dwiema rybami i koszem chlebów. Niestety 18.06.2015 r. kościół został podpalony przez młodych fanatyków żydowskich. Nie jest to jednak żaden incydentalny przypadek, gdyż od 2009 r. w Izraelu, Jerozolimie Wschodniej i na terytorium okupowanego Zachodniego Brzegu Jordanu doszło do 43 ataków na kościoły, klasztory i meczety motywowanych nienawiścią. Czy więc tylko my mamy być tolerancyjni...?

Przesuwając się nieco dalej na północ, dotarliśmy do Kościoła Prymatu. To w tym miejscu Zmartwychwstały ukazał się kilku swoim uczniom na brzegu jeziora, przygotował dla nich posiłek ze złowionych ryb, a usłyszawszy od Piotra jego 3-krotne zapewnienia o miłości, przekazał mu władzę pasterską nad Kościołem.

Jeszcze przed wtorkowym przedpołudniem nasza grupa pielgrzymkowa wsiadła do łodzi /jak uczniowie Jezusa/ i wypłynęła na głębię Jeziora Genezaret. Gdy ustał szum silników mogliśmy usłyszeć ciszę, jakiej nie doświadcza się  na co dzień. Niebawem ciszę wypełniły słowa Ewangelii o wzburzonym jeziorze, o Piotrze kroczącym po wodzie i Jezusie uciszającym żywioł. Brzeg jeziora, który przesuwał się w niedalekiej oddali, przywoływał wspomnienia historii sprzed 2000 lat – to tutaj Jezus powoływał pierwszych uczniów, wygłaszał mowy, wzywał do nawrócenia... Jednym słowem – głosił i budował Królestwo Boże.

Po zakończonym rejsie udaliśmy się do Kafarnaum – Miasta Jezusa. Już wcześniej widzieliśmy to miasto, a właściwie jego pozostałości, od strony jeziora. Teraz mogliśmy do niego wejść od strony lądu. Św. Mateusz Ewangelista wspomina, że w Kafarnaum mieszkał Jezus Chrystus. Podczas jednego z szabatów, Jezus nauczał w Synagodze w Kafarnaum i uzdrowił chorego człowieka. Potem uzdrowił chorą na gorączkę teściową Piotra. Kafarnaum było także miejscem, gdzie rzymski setnik poprosił Jezusa o uzdrowienie jego sługi. Ewangelia wspomina także o uzdrowieniu paralityka, którego opuszczono do Jezusa przez rozsunięty dach. Tyle rzeczy wydarzyło się w tym mieście. Czyż nie jest szczęściem, że mogliśmy być dokładnie w tych miejscach?

Opuściwszy Kafarnaum, kończąc pobyt w północnej części Izraela – w Galilei - dotarliśmy do granicy izraelsko-jordańskiej. Każdy kto przekracza takie granice widzi, że to „inny świat”. Niekończące się kontrole, pytania, kolejki, skanowanie źrenic..., a do tego samą granicę trzeba pokonać pieszo zabierając wszystkie swoje bagaże z autokaru izraelskiego i wkładając je do jordańskiego. Przy takich przeprawach myśli się z wdzięcznością o strefie Schengen, w której zostały zniesiona kontrole graniczne.

Udało się! Wszyscy jesteśmy już w Jordanii i po ponad 2 godz. jazdy docieramy do hotelu Rum w stolicy kraju – ponad 2-milionowym Ammanie.

 

Środa - dzień 4.

Po porannym City-Tour udaliśmy się do oddalonej ok. 50 km Gerazy /Jerash/. To starożytne miasto założone w IV w przed Chr. przez Aleksandra Wielkiego. Nas interesowało stanowisko archeologiczne łagodnie przechodzące we współczesną zabudowę. Obejmuje ono ruiny jednego z najlepiej z zachowanych na świecie rzymskich miast z okresu starożytności. Najważniejsze zabytki, które zwiedzaliśmy zażywając uroków słonecznej kąpieli, to:
* hipodrom pochodzący z I-III w., o wymiarach 244x50 metrów, którego widownia mogła pomieścić 15 000 osób.

* Świątynia Zeusa (162 r.), z której zachowało się kilka potężnych 15-metrowych kolumn. Przed nią znajduje się taras, z którego pozostałości monumentalnych schodów prowadzą na owalne forum.

* Owalne Forum o wymiarach 90x80 metrów. Otoczone 56 jońskimi kolumnami.

* Świątynia Artemidy, patronki miasta – zbudowana w latach 150-170, położona przy głównej ulicy, od której prowadzą do niej monumentalne schody zaczynające się bramą. Główną część świątyni stanowiło pomieszczenie o wymiarach 160x120 m z ołtarzem ofiarnym pośrodku, otoczone  kolumnadą. 
* ruiny kościoła św. Kosmy i Damiana z VI wieku, z niemal w całości zachowanymi mozaikami o złożonych wzorach geometrycznych

* teatr rzymski na 5 000 miejsc siedzących, zbudowany w latach 81-96.

         Zwiedziwszy pozostałości starożytnej Gerazy udaliśmy się na południe i przemierzając skalistą i górzystą pustynię dotarliśmy do Betanii Zajordańskiej. Leży ona kilka kilometrów na północ od Morza Martwego i jest znana jako miejsce działalności Jana Chrzciciela i miejsce chrztu Jezusa. „Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” (J 1, 28). W ostatnim czasie Betania Zajordańska została ponownie udostępniona pielgrzymom. Poniżej greckiego prawosławnego kościoła (z 2005 roku), po przejściu wśród drzew tamaryszkowych, otoczony trzcinowym lasem, znajduje się specjalnie przystosowany podest,  na którym można odnowić sakrament chrztu świętego, polewając głowę wodą z Jordanu. Tak też uczyniliśmy, a temperatura osiągała wówczas 32 st. C.

Warto dodać, że miejsce to odkrył dla świata św. Jan Paweł II, który podczas swojej pielgrzymki wybrał Betanię, a nie sztucznie wybudowany przez Izrael Yardenit. Do Betanii pielgrzymował też w ostatnim czasie papież Franciszek, który spotkał się tu z uchodźcami, którzy znaleźli schronienie w Jordanii, chorymi dziećmi i młodymi niepełnosprawnymi. W tutejszym kościele obrządku łacińskiego, 24.05.2015 r.,

zgromadziło się około 600 osób – chrześcijan i muzułmanów.

         Opuściwszy Dolinę Jordanu, mijając raz po raz skupiska ludzi pustyni – Beduinów, rozpoczęliśmy pustynną wspinaczkę w kierunku Góry Nebo. Za oknami autokaru towarzyszyły nam przepięknie przebarwione pustynne skały, aż do miejsca, która dane było osiągnąć Mojżeszowi. Stąd, kończąc swoją 40-letnią wędrówkę z niewoli egipskiej, zobaczył Ziemię Obiecaną – Kanaan. Tam też pozostał Mojżesz i nikt do dziś nie zna miejsca jego spoczynku.

         Z Góry Nebo udaliśmy się na krótki pobyt we współczesnej wytwórni mozaiki. Niestety, tylko na oglądanie, gdyż ceny tych arcydzieł nie zachęcają do zakupów. Poznawszy dzisiejszy proces powstawania mozaiki, udaliśmy się do Madaby – miasta położonego na południowy zachód od Ammanu. Najbardziej wartościowym zabytkiem, który nas sprowadził do tego miasta jest "Mapa mozaikowa z Madaby" - mozaikowa mapa Palestyny i Dolnego Egiptu pochodząca z VI w. na posadzce prawosławnego kościoła św. Jerzego. Pierwotny rozmiar mapy jest szacowany na 6 m szerokości i 15-16 m długości. Zachowany fragment mapy obejmuje obszar od Libanu na północy do delty Nilu na południu.

         Dalsza podróż była zorientowana na główny punkt atrakcji jordańskich – Petra. Wieczorem zawitaliśmy do tamtejszego hotelu Edom, a po spożyciu obiadokolacji mogliśmy powiedzieć, że połowa pielgrzymki już za nami.

 

Czwartek - dzień 5.

Petra – różowe miasto Nabatejczyków. Znajduje się ona w południowo-zachodniej Jordanii. Jest położona w skalnej dolinie, do której prowadzi jedna wąska droga wśród skał – wąwóz As-Sik. Sami Nabatejczycy zwali Petrę Rakmu, co oznacza „wielobarwna”. Petra słynie z licznych budowli wykutych w skałach, z których chyba najsłynniejszy Skarbiec Faraona jest turystyczną wizytówką miasta. I tak jak człowiek nie jest w stanie precyzyjnie wyrazić jak np. pachnie kadzidło w jerozolimskiej Bazylice Grobu, czy jak smakuje miejscowa kawa z kardamonem, tak nie da opisać jak wygląda Petra. To miasto trzeba zobaczyć. Sam fakt, że bilet wstępu kosztuje 50 dinarów jordańskich (= 50 euro) - a mimo to tłumy ludzi zwiedzają, świadczy o niepowtarzalnym uroku tego miejsca. Garbowscy pielgrzymi uświęcili to miejsce uczestnicząc w tym dniu we Mszy św. sprawowanej przez 5 kapłanów /bo tylu uczestniczyło w pielgrzymce/ w jednym z Grobowców Królewskich.

         Pięknym akcentem wielobarwnego miasta skąpanego w promieniach słońca, zakończyliśmy pobyt w Jordanii. Temperatura na zewnątrz: 28 st. C /18 lutego 2016 r./. Jeszcze tylko paszporty, prześwietlenie bagaży, przepakowanie ich z autokaru do autokaru i nieustannie nasuwające się pytanie: Ile czasu stracimy na przejściu granicznym...?

Nie było najgorzej. Mimo, że tym razem przechodziliśmy przez przejście dostępne także dla Palestyńczyków, nie utknęliśmy tam na kilka godzin. Po należnych odprawach i kontrolach, przez nowy most Króla Husajna sfinansowany przez rząd Japonii a oddany do użytku w 2001 r., wróciliśmy do Izraela.

         Długość postoju na granicy nie była dla nas obojętna, gdyż od tego zależała możliwość zobaczenia ponadprogramowych atrakcji.

Udało się!

A więc – najpierw Jerycho – najstarsze i najniżej położone miasto na Ziemi. Wykopaliska potwierdzają, że istniało już 8.000 lat przed Chrystusem. To tutaj dotarł Jozue prowadzący Izraelitów po przejściu Jordanu i wejściu do Kanaanu. Znany jest opis zdobycia tego miasta przez Jozuego w XIII w. przed Chrystusem, gdy "Lud wzniósł okrzyk wojenny i zagrano na trąbach (...) mury rozpadły się na miejscu. A lud wpadł do miasta, każdy wprost przed siebie, i tak zajęli miasto” (Joz 6, 20).

W Jerychu przy ulicy Dmitrija Miedwiediewa /TAK!/ znajduje się duża, wspaniale rozrośnięta sykomora, tzw. Sykomora Zacheusza. Nie jest to ta sama, na którą wdrapał się zwierzchnik celników Zacheusz, ale daje pewne wyobrażenie, jak ten ewangeliczny opis wyglądał w rzeczywistości /por. Łk 19, 1-10/.

Nieopodal Jerycha wznosi się nad charakterystyczny ścięty szczyt - to Góra Kuszenia. Tutaj Jezus, po czterdziestu dniach postu, był kuszony przez szatana. Słyszeliśmy o tym podczas Mszy św. w Garbowie w 1-szą niedzielę Wielkiego Postu, w dniu rozpoczęcia pielgrzymki. A teraz możemy być dokładnie tu, w pobliżu tego miejsca. Czyż nie jest to wspaniałe?!

Na koniec dnia rozpoczynamy autokarową wielokilometrową wspinaczkę. Z największej depresji świata /ponad 400 m. poniżej poziomu morza/ do Jerozolimy /ok. 800 m n.p.m/. Po drodze mijamy Gospodę Dobrego Samarytanina nawiązującą do przypowieści o „miłosiernym Samarytaninie” (por. Łk 10, 25-37). Po niedługim czasie wjeżdżamy do Jerozolimy – duchowej stolicy Izraela. Dziś jednak zadowalamy się jedynie nocnym pejzażem rozświetlonego miasta, bo droga prowadzi nas dalej – do Betlejem.

 

Piątek - dzień 6.

Poranne pielgrzymie szlaki zawiodły nas do centrum Betlejem. Znalazłszy się na tzw. Placu Żłóbka udaliśmy się do Bazyliki Narodzenia. Niegdyś do tej kamiennej świątyni wchodziło się przez duże wysokie drzwi. Potem zamurowano część i nadając im formę sklepienia łukowego. Nie była to jednak decyzja ostateczna. Drzwi zostały raz jeszcze pomniejszone do tego stopnia, że noszą nazwę „Drzwi pokory”. Tajemnica, która się tutaj rozegrała ma tak wielką rangę, że człowiek wchodząc w jej głąb musi w pokorze pochylić swoją ludzką, często zbyt wysoko uniesioną głowę. Niestety nie było nam dane tym razem skłonić naszych pielgrzymich głów, gdyż wnętrze Bazyliki Narodzenia przeżywa teraz czas remontu – oczekiwanego od wielu lat.

Weszliśmy zatem poprzez katolicką świątynię św. Katarzyny, z której telewizje całego świata transmitują Pasterkę sprawowaną w noc Bożego Narodzenia w Betlejem.

W grotach tego miejsca /w grocie św. Józefa/ mogliśmy sprawować Mszę św. dla naszej grupy. Po Mszy św. weszliśmy do remontowanej Bazyliki Narodzenia. Jest ona we władaniu Kościoła wschodniego, co widać wyraźnie po wystroju zwłaszcza prezbiterium. Przechodząc do prawej nawy Bazyliki, po stosunkowo niedługim oczekiwaniu, kolanami przylgnęliśmy do skały Groty Narodzenia – miejsca pocałunku Bożej miłości wobec ludzi. W Betlejem każdego dnia pielgrzymi świętują Boże Narodzenie. Każdy z nas miał możliwość ucałowania słynnej i znanej w całym świecie 14-ramiennej srebrnej gwiazdy wskazującej miejsce narodzenia Jezusa, z łacińskim napisem: „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” /Tu z Maryi dziewicy narodził się Jezus Chrystus/.

Jeszcze jedno ważne miejsce warto nawiedzić w Betlejem – to Grota Mleczna. Znów udaliśmy się tam  ponad program. Grota Mleczna, to miejsce, z którego płynie wiele modlitw o dar potomstwa. Tutaj też spotkaliśmy wiele świadectw wysłuchania tych próśb. W zaciszu Groty Mlecznej, jakby na jej zapleczu, siostry klauzurowe, dzień i noc trwają na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem w modlitwie ekspiacyjnej za grzechy popełnione przeciwko życiu. Niesamowity kontrast – z jednej strony dramatyczne wołanie o dar potomstwa, z drugiej strony trzeba przepraszać za tak wiele istnień ludzkich zabijanych bez odrobiny miłosierdzia...

W Betlejem pozostało nam jeszcze jedno miejsce, którego nie można pominąć – Pole Pasterzy. To tutaj w skalnych grotach chronili się pasterze wypasający swoje stada.

To tutaj wśród nocy ciemnej usłyszeli ów głos: „Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” /Łk 2, 10n/. Pasterze postrzegani przez społeczeństwo jako grzesznicy, stali się nagle pierwszymi adresatami anielskiego orędzia. To właśnie wydarzenie upamiętniają dziś na Polu Pasterzy skaliste groty, jak również kościół nawiązujący architektonicznie do wieży i do szałasu pasterskiego zaprojektowany przez architekta Antonio Barluzziego, którego dzieła wciąż spotykamy pielgrzymując po Ziemi Św.

         Mówiąc o współczesnym Betlejem nie można pominąć jednej „budowli” – mur hańby XX w. budowany przy milczącej aprobacie całego świata. Ośmiometrowej wysokości konstrukcja "ozdobiona" kolczastym drutem ma za zadanie, zdaniem Izraela, zapobiec przenikaniu terrorystów. Ma mieć ponad 700 kilometrów długości. Jego budowa rozpoczęła się w 2000 roku. Mur oddziela tereny Autonomii Palestyńskiej od Izraela. Państwo żydowskie nazywa go murem bezpieczeństwa, Palestyńczycy - gettem. Na murze po stronie palestyńskiej widzimy nieustanne graffiti – od namalowanych sprayem wyrazów sprzeciwu przeciw okupantowi, aż po odważnie umiejscowione graffiti artystów grupy Banksy. W 2004 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że mur jest sprzeczny z międzynarodowym prawem i nakazał jego zburzenie. Mimo to Izrael nadal go buduje. Za murem, po stronie palestyńskiej wita wjeżdżających inny świat – świat ludzi wciąż upokarzanych, jednak cieszących się z naszego przybycia do nich. Pielgrzymi, to ich być, albo nie być.

         W drodze z Betlejem do Jerozolimy odwiedziliśmy Herodion - fortecę usytuowaną na szczycie wzgórza niedaleko Betlejem na Pustyni Judzkiej. Ufortyfikowany pałac został zbudowany na planie koła w latach 24-15 przed Chr. przez Heroda Wielkiego.

         W odległości 11 km od tego miejsca leży Jerozolima. Przed nami zatem 2 dni jerozolimskich szlaków.

Rozpoczęliśmy od wjazdu autokarem na szczyt grzbietu Góry Oliwnej. A potem wędrując zboczem Góry Oliwnej nawiedzaliśmy miejsca upamiętniające Jezusową obecność. Na samym szczycie – miejsce Wniebowstąpienia. Upamiętnione prostym surowym meczetem, w którego wnętrzu można dotknąć wyeksponowaną skałę wniebowstąpienia.

Schodząc nieco niżej doszliśmy do kościoła Pater Noster – miejsca, w którym uczniowie usłyszeli od Nauczyciela słowa modlitwy: Ojcze nasz... W krużgankach kościoła można odnaleźć wiele tablic z tekstem Modlitwy Pańskiej w różnych językach i dialektach. Z najbliższych nam udało się odnaleźć tekst po polsku, po kaszubsku i po polsku pisany alfabetem Braille'a.

Schodząc nieco niżej natrafiamy na kościół Dominus Flevit /Pan zapłakał/: „Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim(...) Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” /Łk 19,41-43/. Łzy spowodowane dramatem miasta, ale i  dramatem człowieka, który nie odczytuje bliskości, głosu i przesłania płynącego od Boga. Kościół Dominus Flevit, w kształcie obróconej łzy, został wzniesiony przez franciszkanów z Kustodii Ziemi Świętej również według projektu Antonio Barluzziego.

U podnóża Góry Oliwnej pozostał jedynie niewielki teren upamiętniający dawny Ogród Oliwny – Getsemani. Mówi się, że drzewa oliwne, to drzewa wieczne. Rzeczywiście z pnia, który liczy sobie co najmniej kilkanaście wieków wyrastają wciąż młode, żywe gałęzie. Mówią niektórzy, że korzenie najstarszych drzew z Ogrodu Oliwnego, mogą być świadkami Jezusowej modlitwy. Wśród najstarszych drzew wyrasta też jedno o wiele młodsze – drzewko zasadzone przez papieża Pawła VI w 1964 r., który jako pierwszy papież po św. Piotrze przybył do Ziemi Św.

W bezpośredniej bliskości drzew oliwnych wznosi się Bazylika Agonii. We wnętrzu ukończonej w 1924 r. Bazyliki (według projektu Antonio Barluzziego) przed ołtarzem znajduje się skała, na której Jezus po Ostatniej Wieczerzy, modlił się do Ojca samotnie, opuszczony przez wszystkich. To z tego miejsca płynęło wołanie udręczonego Jezusa: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! /Łk 22, 42/.

 

Sobota - dzień 7.

Przedostatni dzień pielgrzymki został w całości poświęcony na zwiedzanie Jerozolimy. Najpierw przez Bramę Lwów /Brama św. Szczepana/ weszliśmy w mury Starej Jerozolimy do dzielnicy muzułmańskiej. /Stara Jerozolima została podzielona na 4 dzielnice: chrześcijańską, muzułmańską, ormiańską i żydowską/. Najpierw zatrzymaliśmy się przy wykopaliskach sadzawki Betesda /Sadzawka Owcza/. To w jej wodach został przez Jezusa uzdrowiony człowiek, który od 38 lat nie mógł chodzić /por. J 5, 1-18/. Obok sadzawki został wybudowany kościół św. Anny. Wyróżnia go przepiękna akustyka. Według tradycji kościół stoi na miejscu domu rodziców Maryi, Joachima i Anny, stąd jest też prawdopodobne, że w tym miejscu mogła przyjść na świat Maryja.

         Dalsze nasze wędrowanie po ulicach Jerozolimy nabrało jeszcze bardziej modlitewnego charakteru. Oto wkroczyliśmy na Via Dolorosa - to ulica w starej części Jerozolimy, którą przemierzył Jezus Chrystus dźwigając krzyż na Golgotę. My również idąc śladami Jezusa podążaliśmy ku Golgocie rozważając naszą drogę krzyżową. W tych samych miejscach, gdzie Jezus potykał się, upadał i powstawał, znaczył je swoim trudem i krwią, zatrzymywaliśmy się i my. Pochylaliśmy się, klękaliśmy... A świat... – jak wówczas w piątek Chrystusowej męki, zachowuje się i dziś – jedni beztrosko piją kawę przy głośnej straganowej muzyce, inni proponują szybki handel, jeszcze inni rozpychając się idą przed siebie zapatrzeni w swoje sprawy, a niektórzy okazują należny szacunek widocznie rozumiejąc, co takiego się dzieje. Współczesna Via Dolorosa jest oznaczona dziewięcioma stacjami usytuowanymi wzdłuż ulicy. Pozostałe pięć – znajdują się już w Bazylice Grobu Świętego. Tam też, tuż przy Grobie, zakończyliśmy nasze nabożeństwo Drogi Krzyżowej. A zakończyliśmy je wyznaniem wiary w Chrystusowe i nasze zmartwychwstanie. Czy można nie przeżywać takiej drogi krzyżowej? Czy można nie odczuwać szybszego bicia serca i ściskania w gardle będąc w tych świętych miejscach? Chyba nie...

Bazylika Grobu Pańskiego – największa relikwia w Jerozolimie. Nasz pobyt w tym szczególnym miejscu rozpoczynamy od Mszy św. w Kaplicy Krzyżowców w pobliżu Grobu Pańskiego. A bezpośrednio potem udajemy się do rotundy kryjącej w swoim wnętrzu Grób Pański – niemy świadek Zmartwychwstania. Oczekując w kolejce na wejście do Grobu modlimy się tajemnicą różańcową: Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Już nikt nie myśli o aparatach fotograficznych, o kamerach... – najważniejsze, co zostanie zapisane w sercu! Jest to modlitewne czytanie kart zbawczych wydarzeń, które się tutaj rozegrały.

Świadomość wagi tego miejsca i świadomość bycia objętym uściskiem zbawiającej miłości Jezusa Chrystusa – Odkupiciela człowieka, nie pozwala człowiekowi pozostać takim samym. Owszem, wracamy do domu. Wracamy ci sami, ale nie tacy sami...

         Po spotkaniu z tajemnicą Bożego Grobu, w oczekiwaniu na wejście na Kalwarię, słyszymy kolejne informacje o pozostałych kaplicach w Bazylice. Mam jednak wrażenie, że są one postrzegane jako mniej istotne w zestawieniu z dramatem Golgoty czy triumfem Zmartwychwstania. Kaplica ukazująca pękniętą skałę Golgoty, kaplica św. Heleny /odnalazła krzyż Chrystusa/, kaplica obelg, kaplica dzielenia szat, kaplica Longinusa...

Wreszcie wspinamy się do kaplicy Golgoty. A tam w pełnym skupieniu i należnym szacunkiem całujemy miejsca ukrzyżowania, mając też możliwość dotknięcia skały, w którą wstawiono krzyż Skazańca. Czas, jakby nagle zatrzymał się w miejscu. Nikt nie chce kończyć modlitewnej adoracji przed obliczem Ukrzyżowanego. Jednak mnisi prawosławni – stróże tego świętego miejsca, ponaglają. Trzeba powstać i iść dalej. Czy jeszcze kiedykolwiek będzie nam dane tutaj powrócić?

Po zejściu z Golgoty stajemy przed kolejnym miejscem związanym z ostatnimi godzinami Chrystusowej agonii – kamień namaszczenia ciała zdjętego z krzyża. Nie może zabraknąć i tutaj modlitewnej refleksji.

         Z Bazyliki Grobu przenosimy się na chrześcijański Syjon do Wieczernika – Wieczernika Eucharystii i Wieczernika Pięćdziesiątnicy. Jest to „sala położona na górze” – miejsce do którego sięgają korzenie wielu sakramentów: bierzmowania, Eucharystii, pokuty i kapłaństwa. I jak na ironię, od kilkuset lat obowiązuje tutaj zakaz sprawowania Mszy św. Jedynym wyjątkiem, kiedy władze Izraela zgodziły się na Mszę św. w tym miejscu była wizyta Jana Pawła II w 2000 r.

Opuściwszy Wieczernik udaliśmy się do położonej w pobliżu Bazyliki Zaśnięcia NMP  - naprzeciwko Bramy Syjońskiej. W środku dolnego kościoła, przed ołtarzem znajduje się sarkofag Maryi zapadającej w sen. Został usytuowany między kolumnami, a sklepienie zwieńczające kolumny wyłożono mozaiką w złotym kolorze, w którą wmontowano portrety ewangelicznych kobiet, nie zawsze krystalicznie czystych. To znak, że Bóg włącza w realizację historii zbawienia różnych ludzi - także nas. A nagrodą za wierność jest niebo.

Dalsze kroki zaprowadziły naszą pielgrzymią grupę do kościoła In Gallicantu - „Gdzie kur zapiał”. Kościół stoi na miejscu domu najwyższego kapłana Kajfasza, do którego zaprowadzono Jezusa pojmanego w Ogrodzie Oliwnym. Pobyt w tym miejscu rozpoczęliśmy od nawiedzenia ogromnej, wykutej w skale cysterny, w której Jezus spędził samotnie noc – opuszczony przez wszystkich, beż żadnych szans na wołanie o pomoc i ratunek. „Panie, mój Boże, za dnia wołam, nocą się żalę przed Tobą. Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa, nakłoń swego ucha na moje wołanie! Umieściłeś mię w dole głębokim, w ciemnościach, w przepaści...” /Ps. 88, 3.7/. Wielkoczwartkowy wieczór – dramat osamotnionego Jezusa; dramat Piotra, z którego ust po trzykroć popłynęły słowa: „Nie znam tego człowieka”, ale w którego oczach później pojawiły się łzy pokuty; wreszcie dramat Judasza – zdrajcy, który ponad Boże miłosierdzie postawił własną sprawiedliwość...

Z dzielnicy chrześcijańskiej na Starym Mieście Jerozolimy, przenosimy się do dzielnicy żydowskiej pod tzw. Ścianę Płaczu. Ściana Płaczu, zwana też Murem Zachodnim, to jedyna zachowana do dnia dzisiejszego pozostałość Świątyni Jerozolimskiej. W chwili obecnej jest to najświętsze miejsce judaizmu. Nazwa pochodzi od żydowskiego opłakiwania zburzenia świątyni przez Rzymian. Wierni, zgodnie z tradycją, wkładają między kamienie ściany karteczki z prośbami do Boga. Ściana Płaczu jest podzielona na 48-metrową część dla mężczyzn i 12-metrową dla kobiet. Ponadto kobietom nie wolno na głos odmawiać modlitw, śpiewać, czytać Torę oraz zakładać rytualnego szala modlitewnego. Czynności te mogą wykonywać tylko mężczyźni. Każdy, kto chce podejść pod Ścianę Płaczu, musi mieć odpowiednio nakrytą głowę.

A ponieważ był szabat, nawet my nie-Żydzi nie mogliśmy wykonywać tak ciężkiej pracy, jaką jest robienie zdjęć /niektórzy rzeczywiście teoretycznie nie robili zdjęć...

         Na zakończenie dnia udajemy się jeszcze do Domu Pokoju w Betlejem. To dom prowadzony przez polskie s. Elżbietanki dla dzieci, których na tych zagmatwanych ziemiach życie nie oszczędziło. W tym domu trwa nieustanne zmaganie o dusze tych najmniejszych, aby ich zło nie złamało do końca.

 

Niedziela - dzień 8.

Ostatni dzień pielgrzymki. Po śniadaniu opuszczamy getto Autonomii Palestyńskiej. Za naszymi plecami pozostał 8-metrowy betonowy mur. „Mur bezpieczeństwa” czy „Mur hańby”? Każdy, kto go widział nie ma problemy z jego oceną.

A my udajemy się do Ain Karem, w górzystej Judei, nieopodal Jerozolimy. To tutaj przybyła Maryja z odległego o 150-170 km Nazaretu, aby ze swoją krewną Elżbietą dzielić radość bliskości Boga. I my wspinając się wśród zboczy pokrytych kwitnącymi migdałowcami, dojrzewającymi cytrynami i mandarynkami, stanęliśmy najpierw na dziedzińcu, a potem wewnątrz kościoła Nawiedzenia św. Elżbiety. To tu wybrzmiało po raz pierwszy z ust Maryi słynne Magnificat, które Kościół włączył do kanonu swoich codziennych modlitw. My również idąc za duchowym schematem naszego pielgrzymowania  rozważyliśmy w tym miejscu kolejną tajemnicę różańca, która właśnie tutaj się rozegrała - Nawiedzenie św. Elżbiety.

Na przeciwległym wzgórzu Ain Karem rysuje się kolejna strzelista wieża kościoła. To miejsce upamiętnia narodzenie Jana Chrzciciela. „Hic Praecursor Domini natus est” – obwieszcza kamienny napis. Jest to ostatni kościół, jaki nawiedzamy podczas tej pielgrzymki. Staje tutaj przed nami postać Jana Chrzciciela – ostatniego proroka Starego Testamentu:

- tego, który ochrzcił Jezusa w wodach Jordanu, gdzie i my przed kilkoma dniami odnawialiśmy nasze zobowiązania chrzcielne.
- tego, który nie zawahał się stanąć w obronie prawdy i Bożego Prawa, sprzeciwiając się samemu Herodowi.

- wreszcie tego, który i dla nas staje jako postać do naśladowania.

Co z Janowej postawy przeniesiemy na grunt naszego życia? Czas pokaże...

Najważniejsze przeżycia pielgrzymkowe zostały zapisane w naszych sercach, w naszej pamięci, w skrzętnie robionych przez niektórych notatkach i na kartach cyfrowych aparatów fotograficznych. Pewnie będą ubogacać też innych, którzy tym razem nie byli z nami. Pewnie będą rozpalać serce niejednego człowieka podpowiadając bardziej lub mnie śmiało, że tam warto być...

 A my obieramy kierunek Tel Awiw - port lotniczy Ben Gurion. Po wcześniejszych pobytach na tym lotnisku byliśmy mentalnie przygotowani, że Izrael nie pożegna nas w pośpiechu, ale psychologowie lotniskowi będą z każdym rozmawiać, wypytywać, węszyć, sprawdzić w bagażach... A tu taka miła niespodzianka. Poszło sprawniej niż w Polsce. Powód: nie znają języka polskiego, a my nie musimy wykazywać się znajomością np. angielskiego. Czyżby pokolenie znające nasz język awansowało wyżej lub cieszy się już zasłużoną emeryturą? Minęły więc już te czasy, w których pierwsze obrady w Knesecie prowadzono po polsku...

I tylko szkoda, że już tutaj, na lotnisku, musieliśmy się pożegnać i rozstać z Panią Hanią – naszą Przewodniczką, która przez 8 dni uczyła nas czytać i rozumieć piątą Ewangelię. Za bogactwo przeżyć tych dni jesteśmy Pani szczerze wdzięczni.

A później widzieliśmy już tylko łzy... Pogoda która przez pełne 8 dni wręcz nas rozpieszczała, postanowiła nagle zapłakać deszczem. A my, podrywając się na 3,5 godziny w przestworza, przemieściliśmy się z Ziemi Świętej - Ojczyzny Jezusa do Ziemi Polskiej – naszej Ojczyzny, szczęśliwie lądując na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Jeszcze tylko 150 km jazdy autokarem, wspólna modlitwa, wymiana wspomnień, „krótkie” podsumowanie 8-dniowych przeżyć i meldując się ponownie przed garbowskim kościołem już po północy, mogliśmy powiedzieć dziękując za wszystkie piękne doświadczenia: „Niech Pan będzie uwielbiony. Amen”

                                                       

                                               ks. Zenon Małyszek – opiekun duchowy pielgrzymki